To jeden z nielicznych haftów, który został w naszym domu. Powstał z autentycznej potrzeby serca.
Kiedy umierał papież Jan Paweł II, mój tato był w śpiączce. Jedyne co mogliśmy zrobić, to czekać i modlić się nie tracąc nadziei. Byliśmy przy nim przez całą dobę na okrągło, trzymając za rękę, rozmawiając z nim, czytając jego ulubione książki, dorzucając też książki Joanny Chmielewskiej, żeby wnieść jakiś element optymizmu. Papież odszedł, mój tato przeżył.
Po jakimś czasie zobaczyłam ten obrazek, chwycił mnie za serce. Skompletowałam więc wszystkie potrzebne materiały, w tym czarną kanwę, ale do haftowania zabrałam się dopiero przed świętami Bożego Narodzenia 2005. Nadal mieliśmy nadzieję, że jest możliwość całkowitego wyrehabilitowania taty. Każdy krzyżyk w tym obrazku to podziękowanie za życie i modlitwa o zdrowie. Do Świąt gotowa była lwia część obrazka, na resztę zabrakło czasu. Dokończyłam parę lat później...
Kolejne parę lat przeleżał luzem czekając na odpowiednią ramę...
aż się doczekał... wczoraj dostał ramkę w optymistycznym kolorze.
Dzisiejsza data jest chyba najodpowiedniejszą na zakończenie historii tego haftu.
Wspaniały obraz Olu pokazany w jak najbardziej właściwym czasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam słonecznie w tym radosnym dniu.
Wielkie dzięki, Tereniu!
UsuńPozdrawiam i ściskam
czas na końcową prezentację jak najbardziej właściwy. I te krzyżyki - w każdym serducho i nadzieja........
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Justynka, czas najwyższy, ileż można "kisić" haft? ;)))
UsuńPozdrawiam